Długo się błąkałem. Aż wkońcu trafiłem w pobliże wielkiego wulkanu.
Poczułem sie jak w niebie. Płynęła tam rzeka. Ale nie byle jaka rzeka!
Rzeka lawy. A tam stała... Wadera! I piła lawę. Była ładna. Bardzo
ładna. Taka piękna... ,,Stop! Koleś, nie jesteś tu, by flirtować, tylko
szukać domu!"-pomyślałem. Postanowiłem podejść.
-Cześć. Jestem Wild Will i szukam jakiejś watahy... Należysz do jakiejś,
tak?-zagadnołęm. Drgnęła, ale zaraz spojrzała na mnie iprzekszywiła
głowę.
-Ja jestem Myoo. I tak, należę do watahy śnieżnego Snu. Z przyjemnością
cię tam zaprowadzę, ale... Musisz mi opowiedzieć swoją
historię!-odpowiedziała. Wahałem się przez chwilę, ale postanowiłem jej
zaufać (a zresztą, takim pięknościom się nie odmawia)
-No więc tak. Byłem kiedyś synem alfy... Ale jaki tam z niego ojciec!
Gdy skończyłem półtora miesiąca, wywalił mnie. Ale nie byle jak! ,,No,
młody (nigdy nie nazwał mnie synem) pora, abyś stąd zmykał. Jesteś, no
jesteś sobą! Sio!"-powiedział. Spojrzałem wtedy moją matkę. Odwróciła
wzrok. Wiedziałem, że nie będzie kłuciła się z ojcem. Więc odszedłem.
Chdzę tak od pół roku. Na ogół jakoś sobie radziłem. Ale bardzo
chciałbym zamieszkać gdzieś na stałe... Tu jest nawet przyjemnie.
Znajdzie się jakkieś miejsce?-opowiedziałem jej całą historię. no, może
nie do końca... Ale to kiedy indziej.
-Decyzje podejmie alfa.-oznajmiła Myoo.
-To prowadź. Do alfy, marsz!-zażartowałem.
<Myoo? Prowadź!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz