Od śmierci mojej matki minęło sporo czasu. Mimo to nadal czuję jej
zapach w nozdrzach. W głowie szumi mi jej miękki głos. Dużo zmieniło się
przez ten czas. Miałem wszystko aż w pewnym momencie musiałem sobie
uświadomić że nie mam już bliskich i jestem sam na świecie.
Pierwsze dni spędzone w watasze przesiedziałem w swojej jaskini.
Czasami wychodziłem na zewnątrz w nocy na polowanie.
Nie chciałem specjalnie gadać z innymi wilkami, szczerze mówiąc nie
miałem nic do powiedzenia. Nie chciałem nawet oglądać innych wilków.
Wszyscy byli mi obcy. Czułem się po prostu innym. Próbowałam się
przełamać ale nadaremnie. Nie mogłem jednak przesiedzieć całego życia w
jaskini!
Pewnego poranka wyszedłem poza jaskinię aby móc przynajmniej otworzyć do
kogoś pysk. Po raz pierwszy od 2 tygodni zobaczyłem słońce, tylko mnie
oślepiało.
Promienie świetlne przenikały przez liście w małej alejce dając miły i
sympatyczny efekt. Zrobiłem tylko smętną minę i ruszyłem dalej bez
żadnych rewelacji.
Dookoła nie było nikogo, byłem sam jak zwykle. Poranek był piękny i
dzień zapowiadał się dobrze ale w pewnym momencie zaczęło zupełnie nie
oczekiwanie padać. Lało jakby nie było jutra i natychmiast schroniłem
się pod drzewem. Obok mnie usiadł inny wilk (pierwszy tego dnia).
-Kim jesteś? - zapytałem od razu
-Jestem Verlain a ty kim jesteś?
(Verlain dokończysz?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz